Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

hołotę z starej dzielnicy i ze wsi?... Nie, widzisz; mój kotku maleńki, twój stryj nigdy nie postępował tak, jak drudzy.
Nadała teraz głosowi swemu jakiś ton zbolały i przytłumiony zarazem, by wywnętrzyć się z ową troską tajoną w sercu.
— Bogu dzięki, nie brakuje naszej rodzinie ludzi wybitnych; inni moi synowie przepełniają mię chlubą. Nieprawdaż? Twój stryj Eugeniusz stanął dosyć wysoko... minister przez lat dwanaście... niemal cesarz! A twój ojciec, czyż w wir obrotów nie pchnął sporo milionów, czyż nie doprowadził do skutku dosyć przedsiębiorstw olbrzymich, o których mówił cały Paryż? Nie wspominam już ani o twoim bracie, Maksymie, tak bogatym, oraz tak wytwornym, ani o twoich kuzynach, Oktawiuszu Mouret, jednego z twórców handlu nowożytnego, ani o naszym drogim księdzu Mouret, prawdziwym świętym!.. Dobrze więc, dlaczego Pascal, który mógł iść przecież ich śladami, tak uporczywie zamknął się w swej dziurze, grając rolę jakiegoś zwarjowanego oryginała?
Młoda panienka chciała energicznie temu zaprzeczyć, lecz babka pieszczotliwym ruchem ręki zamknęła jej usta.
— Nie, nie, pozwól roi skończyć... Wiem dobrze, że Pascal nie jest głupcem. Wiem, że dokonał niepowszednich odkryć, a jego prace, przesyłane Akademii lekarskiej, wyjednały mu rozgłos zaszczytny między uczonymi... Lecz cóż to wszystko znaczy wobec moich marzeń? Tak jest. Pragnęłam, by miał najpiękniejszą