spotkało się z mojem. I Jan Jakób Rousseau nie był szczęśliwszy ze swoich miłostek w zamku Thun, z panną Goton i Grafenried, jak ja w tym dniu byłem».
Uczucie to jednak nie stało się trwalszem;[1] w Warszawie Gustaw zwrócił uwagę na inną piękność, tak, że go posądzano, iż poważniejsze robi o jej rękę starania. I wtedy atoli, przemijającem okazało się upodobanie. Możnaby o kilku miesiącach r. 1833 powtórzyć słowa, któremi Zieliński charakteryzował jeden z nich — marzec. «Jakieś nieprzewidziane zdarzenia spychały mnie z tej drogi, którą sobie iść zamierzyłem. Musiałem jeździć, kiedy najwięcej miałem ochoty kosztować chwili spoczynku; musiałem siedzieć, kiedy najwięcej miałem chęci podróżowania... Pod względem sprzeczności z sobą samym, tak wiele doświadczyłem, że nie byłbym w stanie wynurzyć tych uczuć, które mną kolejno miotały. Nie jestem nawet w stanie zdefiniować się, jakim ja byłem w tym miesiącu; miałem chwile, które mnie całkiem przywiązywały do życia; były i takie, w których toż życie było dla mnie ciężarem.
- ↑ Gdy jednak w dwa lata potem dowiedział się na Syberyi, że Wanda w kilka miesięcy po śmierci ojca, wyszła za p. Welca, dotknęło go to mocno i w liście do siostry swojej, krok ten potępił: „jeżeli tylko miłość i chęć najprędszego stanięcia w rzędzie mężatek, mianą była na celu, jeżeli wyższe, szlachetniejsze zamiary, nie kierowały uczuciami narzeczonej, to wówczas, nic jej wytłómaczyć nie może przed opinią świata, przepisującego rok i sześć niedziel żałoby, osobom tracącym krewnych najbliższych“.