Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głowę mógł złożyć. Napróżno pędzę; burza otoczyła mnie wokoło i nic nie widzę prócz strumieni deszczu i błyskawic, i słyszę ciągły grom bijących piorunów.
«Piękny to widok burzy na stepach, gdzie wzburzone żywioły, niczem niehamowane, tem większą wywierają siłę swoją wściekłością i huk gromów mocniej się tu odbija... pęd wichru jest szaleńszy, i błyski mają więcej ognia i przerażenia. Kwiaty schyliły swe główki... ja pędzę, i kiedy oko śledzi w całym horyzoncie punktu schronienia, z jakąż radością ujrzałem przed sobą jurty Kirgizów. Zapomniane trudy dziennej podróży...
«Tak, już tylko sam tu byłem z mojemi myślami i uczuciem; koń zdawał się zgadywać moje myśli, błąkał się śród stepów jak myśl moja w dawnej przeszłości pamiątkach, a wzrok mój, obejmując widnokrąg i podnosząc się ku niebu, spotkał również samotnego wędrowca, orła, który jakby za skrzydła przybity, wielkości motyla, otoczony wieńcem słonecznych promieni, zdało się, że się pod samym niebem kołysał.
«Żniwo, które zebrałem na polu tak obszernem i obfitem, podobne skromnemu botaniście, który przebiegłszy równiny i góry, widząc najpiękniejsze sceny przyrodzenia, przynosi z tego wszystkiego kilka zdziebł trawy i kwiatów kilka, zasuszonych w jego zielniku.
«Biedny opuszczony instrument! Nie mam rąk, któreby czuwały nademną i któreby dobyły ze mnie