Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

walki, które przed tysiącem lat staczali, rozwijają namioty, wodzowie się pod ich cieniem sadowią; czasem i miłość zabrzmi w pieśniach poety, miłość na dzikich stepach, tak dzika, tak naturalna, jak przyrodzenie.
«O! dziwnym jest świat poety; jeszcze stoi otworem ta wielka księga przyrodzenia, nad którą napróżno śledzą badacze natury. Oni wszyscy napróżno się chwalą, że wynaleźli klucz do jej hiehieroglifów — zaledwie kilka wyrazów decyfrowali, a ileż to kart dla nich jeszcze zamkniętych! Poeta ileż ma do wyboru! Jeżeli mu zamały jest świat zewnętrzny, zapuszcza się w drugi, niezbadany, niedocieczony, w świat samego siebie; tu myśl jego w żadne nieścieśniona granice, może swobodnie pobujać śród błoni w krainach jego fantazyi stworzonej, spuszcza się w otchłanie ziemi, o gwiazdy czołem dotyka i goni za ideałem — pięknością.
«Dalej, dalej i dalej okolica coraz dziksza, trawy bujniejsze, kwiaty coraz piękniejszych kolorów. Palące słońce zakryło się chmurami, a od południa, nakształt gór bazaltowych, ciągną ciemne chmur falangi; powietrze ciężkie, parne, płonące, grom słychać zdaleka i wszystkie znaki zbliżającej się burzy; już połowa przedemną stepu znikła z przed oczu, zaćmiona deszczem ulewnym, a dla mnie niema żadnego schronienia, bo na rozległych stepach jeden jest tylko namiot — niebios sklepienie. Ni drzewa, ni krzaczka, gdzieby podróżny