Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zmuszały mnie wierzyć, żem się nie omylił. Sam naczelnik był to człowiek około trzydziestoletni, średniego wzrostu, rysów twarzy dosyć łagodnych; służył przedtem prawdopodobnie w sądownictwie i wyglądał na jurystę: może był prokuratorem, zanim szablę przypasał i przez juntę miejscową dowódcą został nominowany. Obadwaj, dowódca i adjutant, mieli pióra u kapeluszy, ciemne płaszcze i pistolety za pasem.
Skoro weszli przywódcy, starszy odmeldował im zaraz, że w czasie nocy warta zatrzymała dwóch jakichś ludzi, którzy hasła nie znali, a których paszport składa do rąk adjutanta.
— Gdzie oni są? — zapytał adjutant, rozpatrując paszport przy świecy.
— Oto jest jeden — rzekł, przedstawiając Diega.
Adjutant zmierzył go wzrokiem od stóp do głowy.
— A gdzie jest drugi? — zapytał.
— Mój towarzysz — rzekł Diego — jest ciężko ranny i bardzo osłabiony, spoczywa tam na ławie.
I ręką wskazał miejsce, w którem się znajdowałem.
— Niech się tu stawi przede mnie — rzekł adjutant.
W tej chwili tchu mi w piersiach zabrakło, ale nie było co robić. Rozkaz był wyraźny, trzeba, go było wypełnić. Podniosłem się z ciężkością i wolnym, chwiejnym krokiem stanąłem przed panem adjutantem.
Spojrzał mi bystro w oczy, następnie na, paszport, jakby porównywając mój rysopis z moją fizyonomią. Znowu potem długo się we mnie wpatrywał, a uśmiech ironiczny przebiegł mu po twarzy. Czułem, że mnie poznał.
— Ktoś ty taki? — zapytał.
Wybełkotałem cicho i niewyraźnie moje przybrane nazwisko.
— Cóż to, czy mówić nie umiesz?