Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ponieważ miałem miłość i zaufanie żołnierzy, więc chętnie zgodzili się na to. Poleciłem sierżantowi odprowadzić na górę znaczną część żołnierzy i czuwać nad bezpieczeństwem zajętego domu; wybrałem tylko kilkunastu, którzy mieli mi towarzyszyć, postawiwszy przedtem przy otworze wartę, aby nikogo więcej za mną nie puszczała.
Rozpocząłem więc wyprawę podziemną, z wszelką ostrożnością. Znaleźliśmy się naprzód w długiem przejściu sklepionem i wązkiem, że zaledwie po dwóch obok mogło postępować. Ten korytarz podziemny zakończony był ciężkiemi drzwiami żelaznemi, których wyważenie dosyć nas pracy kosztowało. Gdy drzwi żelazne runęły z łoskotem, ukazał się obszerny sklep, zawalony najrozmaitszego rodzaju gratami. Były tam i szczątki mebli, i rozmaite zużyte naczynia, i butelki, i skóry kozie, służące do przewożenia wina, ale ani skarbów, ani winą nie było. Widać był to skład różnych niepotrzebnych rupieci domowych, od dawnego czasu nagromadzonych. Śmiałem się w duchu, patrząc na niezadowolenie moich wiarusów, jak każdy grat z miejsca poruszali i jak się nad nim pastwili, łamiąc i tłukąc, co tylko im w ręce popadło. Cieszyłem się niewymownie, że się całą wyprawa na tem skończyła, ale, na moje nieszczęście, z tego sklepu prowadziły drugie drzwi żelazne; nie mogłem więc wzbronić moim żołnierzom wyważenia tych drzwi i przekonania się, co sklep następny zawiera. Dostaliśmy się zatem i do drugiego sklepu, w którym były tylko legowiska, służące widać mieszkańcom domu za schronienie w czasie bombardowania. Żołnierze moi, doznawszy zawodu, zgodzili się nie robić dalszych poszukiwań. Kiedy już wracaliśmy, jeden z żołnierzy zawołał:
— Panie poruczniku! nad nami strzelają!