Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

my wszyscy. Winszuję, ale nie zazdroszczę panu Janczewskiemu takiéj żony!... Tylko taki pan Janczewski może się dać złapać w podobne sieci... nie ja...
Wielohradzka brwi ściągnęła.
— Tecia siatek nie zastawiała ani na pana Janczewskiego, ani na ciebie... Za to mogę ręczyć...
Tadeusz wykrzywił się niemiłosiernie i ręce w kieszenie kurtki wpakował.
— Proszę mamy!... — wyrzekł, przeciągając każdą samogłoskę — mama jest z innego świata i z innéj epoki, niż teraźniejsze panny, a zwłaszcza takie Tecie.
Imię to wymówił z taką pogardą, że aż Wielohradzka drgnęła.
— Powiedz raczéj takie panny Dobrojowskie... — wyrzekła ostro, zdjęta nagłą potrzebą wymówienia tego imienia, które ją dławiło od chwili rozpoczęcia rozmowy.
Chciała nerwy i złość Tadeusza zwrócić w stronę Muszki. Zawiodły ją jednak oczekiwania. Tadeusz porwał się, jak oparzony.
— Dlaczego mama imię uczciwéj kobiety miesza z imieniem téj panny? — wrzasnął przeraźliwie. — Niech mama wie, że ja panią Maleniową czcze i szanuje, bo na szacunek ten zasługuje więcéj, niż mamina Teciulka!...
Zerwał się z krzesła i zaczął po dawnemu biegać po pokoju, potrącając się o ścianę.