Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mówić! Toć obraza Boska!... Grzech śmierci żądać!...
Tadeusz brwi zmarszczył i odparł nerwowo:
— Grzech kazać człowiekowi tak pracować, jak ja pracuję!... Koń dorożkarski ma chwilę wytchnienia, a ja dnie i noce muszę mordować się w tém przeklętém biurze!...
Wielohradzka ręce opuściła z rozpaczliwym smutkiem.
— Co począć!... co począć!
— A no nic! Zapracować się na śmierć! To wszystko!
— Wstawaj tymczasem, mój biedaku! Może się, da Bóg, wreszcie to wszystko przemieni!...
— Och!...
Wielohradzka skierowała się ku drzwiom, lecz nie odchodziła. Widocznem było, iż miała coś na sercu, jakiś ciężar, i nie wiedziała, jakiemi słowy określić to uczucie. Nie mogła jednak, pomimo chęci, zataić tych myśli przed Tadeuszem.
Wczoraj bowiem wieczorem Piknicka, wezwawszy ją do siebie, zawiadomiła, że Tecia zdecydowała się nareszcie oznaczyć dzień swojego ślubu z panem Janczewskim.
Radość Piknickiéj była wielka. Pan Janczewski, uszczęśliwiony, przysłał tort i bukiet dla Teci. Należało więc ów tort zjeść w gronie przyjaciół. Dlatego też Piknicka spodziewa się, iż pani Wielohradzka