Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z panem Tadeuszem raczą zaszczycić jéj skromne mieszkanko swoją obecnością i o godzinie szóstéj przyjdą na skromną herbatkę.
Oto o co prosi pani Piknicka, Tecia, Felek i pan Janczewski.
Wielohradzkiéj zamarły na ustach wyrazy. Ona, tak zwykle przytomna i panująca nad swojemi wrażeniami, w pierwszéj chwili nie mogła znaleźć słów i wzrokiem śledziła Tecię, spokojnie siedzącą koło stołu i pijącą herbatę.
Dziewczyna była tylko bardzo blada i unikała widocznie spotkania oczu matki Tadeusza, lecz nic w postępowaniu jéj nie zdradzało nerwowego zgnębienia lub rozpaczliwéj determinacyi.
Wielohradzka równocześnie uczuła się szczęśliwą, iż cała ta sprawa przybiera równie pomyślny obrót; jednak jéj macierzyńskie serce zaniepokoiło się z obawy, jak Tadeusz przyjmie tę wiadomość.
Gdy powróciła do domu i w ciszy nocnéj zaczęła rozmyślać i zastanawiać się głębiéj, doszła do przekonania, iż radość jéj jest zła i nieuczciwa, i że przedewszystkiem powinna dbać o szczęście syna.
Ponieważ Tadeusz widział swoje szczęście w małżeństwie z Tecią, należy uczynić wszystko, aby to małżeństwo doszło do skutku.
Wszystko, a przynajmniéj to, co jest możliwe i konieczne do spełnienia.
Postanowiła więc rozmówić się z synem, i choć