Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tecia porwała się od stołu, Wielohradzka wpadła z kuchni z sukmaną w ręku.
Obie podbiegły do rozkrzyczanego mężczyzny. Lecz on w paroksyzmie wściekłości nie widział podawanego stroju, lecz krzyczał ciągle, bijąc pięściami o drzwi:
— Chyba oknem wyskoczę!..
Tecia i Wielohradzka zamieniły z sobą porozumiewawcze spojrzenie. Oczy Wielohradzkiéj zaszły łzami. Nic nie mówiąc, położyła na krześle sukmanę i wsunęła się za parawan. Tecia wzięła sukmanę i kierezyę i weszła do pokoju Tadeusza, odsuwając go dziwnie silną ręką od progu.
— Proszę pana! — wyrzekła zdławionym głosem — oto wszystko gotowe!...
Podniosła oczy i spojrzała mu teraz prosto w twarz, lecz spojrzenie to było dziwne, badające i w gruncie chłodne. Długą chwilę oczy dziewczyny zatrzymały się na lalkowatéj twarzy mężczyzny i wreszcie znów znikły pod nabrzękłemi powiekami.
I milcząc, Tecia wyszła z pokoju, po raz pierwszy od bardzo dawna trzymając podniesioną głowę.
Tadeusz zaczął się ubierać, cokolwiek zmieszany i ostygły w swym gniewie. Panująca w drugim pokoju cisza drażniła go niewypowiedzianie. Ubrał się szybko i nagle w jasności świec zabłysnął jak kosztowne cacko, ładne i jaskrawe. Strój ten, zmanierowany i teatralny, upiększony kosztownością mate-