Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

flakoników, pilników i nożyczek. W sekrecie uczernił sobie trochę brwi i lekko upalonym korkiem podsinił oczy, aby wydać się bardziéj interesującym. Gorączka paliła go całego. Kierezya była jeszcze niewykończona, a zegar wskazywał pół do dziewiątéj. Krakowiak miał być wykonany o północy, lecz Tadeusz drżał cały z niecierpliwości, chcąc zobaczyć całość kostiumu.
W kuchni Wielohradzka odprasowywała atłas sukmany. Tecia, zgięta we dwoje, niemal nieprzytomna ze znużenia, kończyła obszywać kierezyę złocistą frendzlą.
We drzwiach zadzwoniły podkówki i stanął Tadeusz w bucikach i jedwabnych czerwonych spodniach, z paltotem, narzuconym na plecy.
— I cóż? — zapytał.
— Zaraz.. za kwadrans — odparła Tecia, nie podnosząc głowy.
Tadeusz wrzasnął przeraźliwie:
— Za kwadrans!... Niech panna Tecia lepiéj powie, że i za godzinę się nie wyguzdrze... Boże mój, Boże! Już ja widzę, co to będzie...
Ręce dziewczyny drżały na tle purpurowego aksamitu.
— Niech pan będzie spokojny! — odparła półgłosem.
Lecz on jak trąba powietrzna przeleciał przez pokój i wpadł do kuchni. Wielohradzka szukała