Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

netowała zawzięcie lożę kasynową, wstała nagle i zbliżyła się ku Maleniowéj.
— Pozbitowski skończył swe intrygi — wyrzekła wesoło — i powraca do nas. Za chwilę tu będzie.
Wielohradzki powstał z krzesła i przycisnął się do ściany. Był serdecznie wdzięczny Orzeckiéj za tę interwencyę. Czuł, iż powinien coś uczynić, odpowiedzieć harmonijnie na gorączkową nerwowość Muszki, nie był w stanie jednak znaleźć nic stosownego. W miarę jéj podniecania się on chłódł w jakimś smutku szarym i prawie beznadziejnym.
Tymczasem Orzecka szczebiotała, opierając się o ścianę, wesoła, rumiana, kształtna w swéj jasnéj sukni. Jedną ręką gładziła powoli futro Muszki, drugą ładnym giestem położyła na poręczy krzesła, z którego wstał Wielohradzki. Była uosobieniem kobiety bezzmysłowéj i bezmózgowéj, ładnéj figurynki, ściśniętéj doskonale dopasowanym rzymskim gorsetem. Z wielkim wdziękiem zaprosiła Wielohradzkiego na szereg wieczorów, które odbyć się miały w jéj domu.
— Mam nadzieję... — zakończyła — iż obejmiesz pan dawne stanowisko naszego conducteur de cotillon. Nikt nie był w stanie pana zastąpić. Żałowano powszechnie, iż pan zmuszony byłeś przestać bywać w świecie... Sądzę jednak, że teraz żałoba skończona, i że mogę liczyć na pana... Wszak prawda?
Wielohradzki za całą odpowiedź skłonił się z wy-