Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żyd z pod pieca uznaje za stosowne wtrącić swoją radę.
— Daj panna Nancia wielmożnemu panu czarny domin z Balu maszera — panna Nancia wie, ten, co to pan Rubirato podarł i opluł ze złości przeszłéj żymy...
Nancia szuka jeszcze chwilę, wreszcie wyciąga duże czarne morowe domino z wielkim kapturem.
— Pan może przymierzy? — pyta, zbliżając się do Tadeusza.
Wielohradzki kładzie na łóżku swój klak i płaszcz i naciąga domino. Gorączka go opuszcza powoli Ten zimny, brudny, ciemny pokój, pełen łachmanów, ta suchotnica, któréj chude kościste biedne palce czuje dokoła siebie, jak pałce w ruch puszczonego szkieletu — działają na jego nerwy w uspokajający sposób. Sala balowa, Muszka, wydaje mu się bardzo daleka. Chwilę ogarnia go znużenie i chęć zdarcia z siebie domina, które, zbyt obszerne otula go szelestem czystego jedwabiu. Nasuwa jednak kaptur na głowę i kryje się w fałdy mory, jak ślimak w skorupę.
Nancia dobywa z szuflady kawałki czarnéj wstążki.
— Przypnę panu kokardę na lewem ramieniu — mówi nawłócząc igłę — pan Robirato podarł to domino ze złości, wtedy gdy grał w „Balu maskowym.” Daliśmy tu tę łatę, ale zblizka widać doskonale, że to inna mora. Zasłonię kokardą... to będzie polityczniéj.