Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tadeusz. Na pozór spokojny, ma jednak w zaciśnięciu warg nerwowy rozstrój i ból stłumiony.
Wielohradzka podchodzi do sofy i układa poduszki.
— Będziesz źle spał!.. — szepce, zwracając się w stronę syna.
Tadeusz macha ręką.
— Co tam!.. — odpowiada — gdybym był spokojny moralnie, przespałbym się doskonale na podłodze... Ale tak!
Wielohradzka siada na fotelu i przyciąga do siebie syna, patrzy w jego twarz ze smutkiem i niepokojem.
— Dlaczego ty ciągle myślisz o tém? — pyta. — To już minęło, stało się. Karta odwrócona, krzyż położony! Taka widać była wola Boska.
— Mama posiada chwalebną rezygnacyę; ja jéj nie mam.
— Moje dziecko! rezygnacya toć wynik konieczności. Co ci pomoże szarpać się i rzucać pioruny na... tych ludzi? Przedewszystkiém, ubliżając im, ubliżasz samemu sobie, ponieważ bądź co bądź... rodem do nich należysz. Ten biedny chłopak złorzeczy na... dwór, taka to już koléj i konieczność — ale ty, iadziu? prawdziwie nie rozumiem chwilami, jak możesz tak zapominać o własnem swem pochodzeniu? o własnéj swéj godności!..