Nieulękniony Chadży zna siebie:
Na konia nigdy nie siadł daremnie.
A jeśli na czas tu nie przybędzie,
Nie sądź, że słowa jego cię zwiodły;
Lecz przed podróżą pamiętaj wszędzie
Wznieść do Proroka za nim twe modły”.
Już wstaje zorza; nikną tumany.
Na głębi niebios już lazurowéj
Wstają olbrzymie granitów głowy,
A każdy w wieniec z lodu przybrany.
Chmurka zbudzona w skał rozpadlinie,
Jakby różowy żagiel nadęta,
Pędzi ku jasnéj niebios wyżynie;
Cała natura snem nawpół zdjęta,
I jeszcze słońca promień złocisty
Ze wzgórz nie schłonął rosy srebrzystéj.
Za jarem, w góry, noga za nogą
Czerkies na dzielnym rumaku dąży;
Ze skał wysokich zwieszon nad drogą
Dziki winograd nieraz okrąży
Jeźdzca i konia gałęźmi swemi,
Obsypie łzami rosy srebrnémi.
Niedbale wodze wypuścił z dłoni,
Zdobną plecionkę w swym ręku kręci;
To się ku grzywie rumaka skłoni,
To tęskną pieśnią cześć dziadom święci.