Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdyby nie odwiedziny pana de Nangés, samotność jej byłaby zupełną... W miarę, jak Paweł oddalał się od żony, René otaczał ją tem większą życzliwością.
Nie raz spostrzegł, że oczy Małgorzaty były zaczerwienione od łez... — Więc przestała być szczęśliwą, kiedy płacze!!! A więc i ona cierpi!!! myślał.
Nie potrzebował daleko szukać przyczyny — zaniedbanie przez męża nie było tajemnicą dla nikogo. — Paweł torował drogę Renemu!...
P. de Nangés rozmyślał nad tem długo. Zdala uśmiechała mu się nadzieja... i nie taił już sam przed sobą, ze kochał Małgorzatę do szaleństwa.
Lecz milczał jak grób, czując to dobrze, iż wyznanie uczucia rozdzieliłoby ich na zawsze.
Zarówno jak ona, milczał i czekał...
Pani de Nancey w swej niewinności, niczego się nie domyślała. René był dla niej przyjacielem, kochała go jak brata.


W teatrze „la Gaîté“ zapowiedzianem było pierwsze przedstawienie czarodziejskiego baletu. Paweł nie mając co robić z czasem, kupił krzesło w orkiestrze i machinalnie bez ciekawości poszedł do teatru.
Sala była przepełniona, nigdzie próżnego kącika, wszędzie głowy ludzkie od góry do dołu.
Zaledwie zajął miejsce i rozejrzał się dokoła, p. de Nancey spostrzegł, że wszystkie niemal oczy i lornetki zwracają się w stronę jednej loży pierwszego piętra z prawej strony.
Zaledwie przyłożył lornetkę do oczów, gdy serce jego silnie bić zaczęło. W loży siedziała ubrana biało młoda kobieta o blond włosach. Poznał natychmiast pannę Lizely, która wspaniale piękna, z dumnie podniesioną głową, nie patrzała na tłum, który ją uwielbiał.