Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Młodzieniec spodziewał się, że słowa te przyjęte zostaną wybuchem śmiechu. Lecz omylił się. Gdy skończył mówić, lodowata cisza zaległa pokój.
Paweł powstał.
— Mój panie — rzekł głosem dobitnym — wiedz, że jesteś impertynentem i głupcem...
— Co? — krzyknął młokos wytrzeźwiony nagle.
— Jeżeli ojciec hrabiny był kupcem — ciągnął dalej Paweł — nie mniej jest ona córką swego ojca, podczas gdy słyszałem, że pan nie mógłbyś się tem pochwalić!
Cios był silny i trafny. Cały Paryż w swoim czasie zajmował się awanturniczemi sprawkami pani de Nattès matki.
Młody człowiek zbladł i chciał rzucić się na Pawła, lecz go sąsiedzi powstrzymali.
— Uspokój się mój młody paniczu — mówił spokojnie p. de Nance — nie mam zwyczaju kończyć nieporozumienia pięścią... Zresztą jestem silniejszy... Jutro spotkamy się w lasku Bulońskim.
— Liczę ha to!!!
Świadkowie porozumieli się niebawem.
Paweł nie uprzedził nawet żony o zaszłych wypadkach, przenocował w Paryżu, i nazajutrz rano pchnięciem szpady w prawe ramię, ukarał przeciwnika.
Biedna Małgorzata nie była winną, że pan de Nattès, miał słabą głowę... Paweł, żeniąc się z nią, wiedział, na jakiem przedsiębiorstwie Bouchard zrobił majątek... a jednak okoliczność zaszła w Café Anglais zraziła go i zniechęciła do żony.
Nic nie wyrzucał żonie, ale chłód jego wzrastał, stawał się szorstkim i nawet grubijańskim, rzadko do domu zaglądał, o nie jej nie pytał, i sam nie o sobie nie mówił.
Młoda kobieta zrozumiała, iż serce jej męża przestało do niej należeć. Za dumna, by narzekać, nadto łagodna, by się dopominać o swoje prawa, milczała i modliła się... Myśl, że wszyscy mężczyzni tak samo postępują, przychodziła jej często do głowy. Ufała, że przyszłość przyniesie zmianę...