Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zadowolony z siebie i całkiem spokojny, udał się niezwłocznie do Montmorency.
Mikołaj Bouchard powitał serdecznie przybyłego.
— Jakże się podróż powiodła drogi hrabio?
— Wybornie! — lecz gdzież Małgorzata, moja najdroższa narzeczona?
— Wzdycha i czeka niecierpliwie na ciebię. A jak zdrowie kochanego księcia?
— Wuj był niezmiernie rad, że przyjechałem go odwiedzić, — lecz jest bardzo cierpiący, pochylił się widocznie... nie długo już pociągnie...
Na trzeci dzień hrabia wysłuchać musiał treści intercyzy. Mikołaj Bouchard wymagał tej formalności.
Były sklepikarz, upojony szczęściem, postąpił więcej jak przystało na wielkiego pana, niż na ostrożnego i kochającego ojca rodziny.
Córce wyznaczał posag złożony z 700,000 fr., nie czyniąc żadnych zastrzeżeń i oddając majątek ten zięciowi do dyspozycji.
Nareszcie błysnął dzień, mający być najpiękniejszym dniem w życiu człowieka.
Świadkowie stawili się wcześnie w pałacyku Boucharda.
Wreszcie nadeszła Małgorzata.
Mało komu danem było widzieć w życiu tak, piękną postać, nacechowaną anielską niemal niewinnością. — Paweł był olśniony widokiem narzeczonej. Zapomniał, że Blanche Lizely istniała na świecie.
Orszak złożony z siedmiu osób, zajął cztery uherbowane pojazdy.
Brak widzów był jedyną chmurą, zasępiającą radość Mikołaja Boucharda. Lecz nie śmiał iść przeciwko woli pana hrabiego, swego zięcia.
W merostwie zatrzymano się przez krótką chwilę, w kościele za to ceremonja ślubu trwała całą godzinę.
Chór śpiewaków sprowadzonych z Paryża odśpiewał mszę.