Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gorączka paliła skronie p. de Nancey...
Tam po za tą szklanną ścianą, „tuż przy nim, była ona śpiąca... Nie spowijały ją teraz suknie... była sama, bezbronna...
Hrabia owinął rękę chustką, chcąc silnemu uderzeniem zdruzgotać szybę...
Zapomniał o grożącem niebezpieczeństwie...
Podniósł rękę, gdy nagle uczuł dobrze mu znany zapach, którym przesiąknięte były wszystkie przedmioty należące do panny Lizely...
Czyżby ona była w pobliżu?...
Obejrzał się i spostrzegł, że okno od buduaru nie było domknięte...
Wszedł do wnętrza. Z przyległego pokoju przez drzwi otwarte wpadały snopy bladego światła, rozlewając się na dywanie pokrywającym posadzkę.
Hrabia stanął na progu, słuchał i patrzył...
Na łóżku wśród batystu i koronek leżała Blanche uśpiona... Oddech jej był ciężki, sen niespokojny. — Na wpół otwarte usta szeptały niewyraźnie imię Pawła...
Pan de Nancey przestąpił próg i zamknął drzwi za sobą.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Dzień następny dla dwojga kochanków był dniem niezrównanego szczęścia i upojenia.
Paweł spędził dzień cały u stóp panny Lizely, która nie tylko przebaczyła mu to, co zaszło, lecz zdawała się stokroć więcej upojona miłością i szczęściem, niż w wilję dnia tego.
Ufała w przyszłość, wierzyła w prawdę uczucia...
Wróciwszy do domu, pan de Nancey kazał sobie przyrządzić kąpiel, zjadł wyborne śniadanie, ubrał się starannie i wydał rozkazy służbie, by w razie przybycia pewnej damy, pytającej o niego, odpowiedzieli, iż wyjechał do Anglji, nie oznaczając dnia powrotu.