Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc pozwalasz mi zostać? — zapytał Paweł wzruszony, gdy Tomas zamknął drzwi za sobą.
— Nie dziękuj mi — odparła żywo Blanche — w taką noc nie puściłabym nieprzyjaciela... gdybym go miała — o czem wątpię... dodała uśmiechając się.
— Ta burza jak obstalowana przyszła — pomyślał p. de Nancey.
Nie wiedziałem, jak o gościnność prosić... gdy dziś, ona sama zatrzymuje mnie...
Po upływie pół godziny, Tomas ukazał się znów ze świecznikiem w ręku.
— Pokój dla pana hrabiego już gotów — rzekł stając u progu.
Burza oddaliła się nieco. Blanche zmęczona, wyczerpana, wyciągnęła drzącą rękę do Pawła.
— Do widzenia, drogi przyjacielu, — rzekła, — oboje potrzebujemy wypoczynku. Życzę ci dobrej nocy i przyjemnych marzeń pod moim dachem.
Tomas zaprowadził hrabiego na piętro, do pięknego pokoju, którego ściany pokrywały wspaniałe gobeliny. Postawił świecznik na stole i oddalił się.


ROZDZIAŁ XVI.
Burza. — Małżeństwo.

Zostawszy sam, p. de Nancey rzucił się na krzesło i czekał, by służba udała się na spoczynek. Gdy wszystko ucichło, w głębokim śnie pogrążone, Paweł spojrzał na zegarek. Była pierwsza godzina.
Wtedy lekkim krokiem, jak złodziej, przeszedł korytarz i wziął za klamkę drzwi prowadzących do buduaru. Lecz jakiemż było jego rozczarowanie, kiedy zastał drzwi te zamkniętemi na klucz?