Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nym krokiem zadumana. Młodzieniec pochylił się ku niej i wzruszonym głosem mówił jej te czułe wyrazy, które od początku świata kochankowie powtarzają córomEwy. Zużyte to i zwykłe, a jednak dla słuchających i mówiących, zawsze nowe.
Paweł mówił długo, wreszcie skończył słowami:
— Kocham cię Małgorzato i ufam, że cię uszczęśliwić potrafię; czy chcesz zostać moją żoną?
Ona wyszeptała drżąca:
— Jeśli ojciec pozwoli...
— Boże Ojcze! — zawołał Mikołaj Bouchard ukazując się nagle z za drzew — naturalnie, że pozwalam! Pocałujcie się moje dzieci, jesteście od tej chwili narzeczonemi...
I śmiejąc się poczciwiec, popchnął Małgorzatę w objęcia Pawła, który złożył pocałunek na jej czole.
— No tak to lubię — mówił dalej Bouchard — jestem zadowolony... Teraz pan hrabia i pani hrabina zechcą powrócić do salonu, muszę rozmówić się z moim zięciem o intercyzie i uroczystości weselnej...
Rozsiadłszy się w fotelu ojciec Małgorzaty chciał mówić o posagu córki, lecz Paweł zatrzymał go przy pierwszych słowach;
— Znasz kochany ojcze — rzekł — moje majątkowe położenie?...
— Od a do z.
— Ja więcej nie wiedzieć nie pragnę. Nie zawieram tu związku dla pieniędzy, lecz żenię się z miłości; wszystko co pan postanowisz, uznam za słuszne i podpiszę intercyzę, nie znając jej treści...
— Do licha mój zięciu! — rzekł Mikołaj Bouchard wzruszony, obcierając łzę kułakiem — jesteś najszlachetniejszym szlachcicem... Masz słuszność, że mi ufasz, nie źle na tem wyjdziesz.
Postanowiono, że nazajutrz pan de Nancey przyśle swoje papiery do merostwa w Montmorency. Zapowiedzie ogłoszone będą w niedzielę, ślub zaś, zaraz potem nastąpi.
Mikołaj Bouchard chciał wyprawić wesele wspaniałe, o któremby długo cały kraj opowiadał.