Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

posiadała serce, Blanche zawładnęła zmysłami. Czuł to dobrze, że nie było dla niego ukojenia, jak tylko w posiadaniu tej kobiety... Musiał ją posiąść, za jaką bądź cenę... choćby za cenę honoru...
Rozważając położenie swoje, Paweł doszedł do następującego rezultatu: W gruncie rzeczy panna Lizely nie jest niczem innem, tylko dawną kochanką starego lorda, wzbogaconą jego majątkiem. Chcąc odzyskać stanowisko w świecie, pragnie zostać hrabiną de Nancey, w tym więc celu stwarza czułą historyjkę, która ją usprawiedliwia i nadaje jej pozór niewinności. Jako kobieta chciała mnie omamić... ja, jako mężczyzna, mogę jej nie wierzyć i postąpić, jak uważam za właściwie.
„Tylko trzeba się śpieszyć... dwa tygodnie mam czasu, muszę zwyciężyć w Ville-d’ Avray, nim się ożenię w Montmorency.“
Postanowiwszy działać w tym kierunku Paweł uczuł się zadowolonym. Szło mu o to tylko, by nie obudzić podejrzenia tak z jednej jak z drugiej strony. Lecz dla doświadczonego w miłostkach lovelasa, było to drobnostką.
Zjadłszy obiad na mieście, Paweł niezwłocznie pojechał do Montmorency, gdzie został bardzo serdecznie przyjęty przez ojca Małgorzaty.
Małgorzata przyjęła Pawła milczeniem, lecz rumieniec, który oblał jej lice i uśmiech na ustach, wymówniejsze były od słów.
Wieczór był prześliczny, Bouchard zaproponował przechadzkę po parku.
Wszedłszy w cienisty szpaler, przyszły teść trącił znacząco łokciem w bok hrabiego i oddalił się szybko. Pilno mu było pochwalić się zięciem, chciał przyśpieszyć zakończenie sprawy.
Chwila i miejsce szczęśliwie wybrane zostały do wyznań miłosnych. Wieczór był piękny, cisza zupełna panowała w naturze, zapach jesiennych kwiatów unosił się w powietrzu.
Małgorzata wsparta na ramieniu Pawła, szła wol-