Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szkoda, że ubranie tak zrobione i tak świetnie noszone, nie jest zapłacone dotąd!
Hrabia niósł pod pachą pulares z czerwonego safianu, prawdziwą tekę ministra, przepełnioną dokumentami.
Na widok młodzieńca, swobodnie idącego z uśmiechem na ustach, a szczególnie pularesu wyładowanego widocznie, dreszcz wzruszenia przebiegł po skórze czekających.
— Człowiek niewypłacalny inaczej wygląda — pomyśleli. — W pularesie muszą się ukrywać banknoty.
Pan hrabia wypłaci nam należność, jeśli nie całkowitą, to choć w części.
Kupiecki stereotypowy uśmiech, uwydatnił się na twarzach.
Pan de Nancey ukłonił się tak uprzejmie, że resztę chmur pierzchło z czoła obecnych. Otworzył usta, słuchacze podwoili uwagi.
— Kochani moi dostawcy — rzekł — pozwólcie najpierw, że podziękuję wam, jak na to zasługujecie. Z akuratnością prawdziwie uprzejmą. stawiliście się na moje wezwanie! Opuściliście bez wahania interesa wasze, aby mnie zaszczycić swem przybyciem! Wdzięczność moja nie da się opisać. Szczęśliwy się czuję, widząc dokoła siebie przyjaciół... Daliście panowie tysiące dowodów waszej dla mnie życzliwości i zaufania... Otóż, uważam was za przyjaciół, przyjaciół szczerych i słowo honoru wam daję, iż nie jesteście dla mnie wierzycielami, które to słowo, tak wstrętnie brzmi i tak przestrasza. Usuńmy je więc...
— Tam do licha!.. — pomyśleli słuchacze.
Niepokój zaczął ich ogarniać.
Jeden z obecnych wtajemniczony więcej od innych w literaturę klasyczną, przypomniał sobie nieśmiertelną scenę don Juan’a z p. Dimanche, i czoło jego wypogodzone przez chwilę, zachmurzyło się napowrót.
— Siadajcie moi przyjaciele — ciągnął dalej