Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A więc?...—
Za dwa tygodnie ślub — odparł hrabia.


ROZDZIAŁ IX.

..Co mi to szkodzi — myślał następnego poranku p. de Nancey — pojadę raz jeszcze odwiedzić Blanche. Kazał natychmiast zaprzęgać konie i nie zwlekając udał się w drogę.
Gdy powóz stanął u bramy, odźwierny otworzył ją natychmiast, z równym pośpiechem wygalowany lokaj wprowadził hrabiego do slicznego buduaru, pełnego cacek i woni.
— Panna Lizely ma gust wykwintny, pomyślał Paweł patrząc dokoła siebie, na honor, gdybym nie kochał innej, i nie żenił się — postarałbym się o względy tej syreny. — Posiąść taką kochankę!... —
Dla czego myśl ta nasunęła mu się?... sam nie wiedział...
Portjera podniosła się, i w drzwiach stanęła Blanche Lizely...
— Niech mi pan hrabia daruje — zawołała, że mu czekać kazałam. Lecz wina nie całkiem spada na mnie... Prawda, że oczekiwałam pańskiego przybycia... ale nie tak wcześnie... Gdy pana zameldował Tomas, byłam w kąpieli... Przyodziałam się więc na prędce... nie ubrałam, gdyż ubraną nie jestem!! — Co dowodzi na mnie zupełnego braku kokieterji — dodała śmiejąc się.
Paweł spojrzał na nią. W tym negliżu z białego indyjskiego muślinu była uosobieniem kokieterji.
Miękkie draperje odznaczały posągowe kształty, spływając ku dołowi — w pasie otaczał jej kibić gruby sznur jedwabny, uwydatniając gors i wytoczone ramiona.