Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to, o czem już wiem... więc dalej, mówże pan!... niech wiem, czego się trzymać!
— Więc, zawołał Paweł, — ujrzałem pannę Małgorzatę i pokochałem ją!...
— Ha! ha! mój zuchu! — przerwał stary śmiejąc się, — masz dobry gust... Słowo daję, to skarb, ta Małgosia.
— I — ciągnął dalej p. de Nancey — proszę pana o jej rękę.
— Którą ci chętnie oddaję — kończył Bouchard. — Chodź w moje obięcia, drogi zięciu!
Paweł był posłuszny. Po gorącym uścisku, gospodarz domu mówił dalej:
Herb hrabiów de Nancey tak się przedstawia: Na błękitnem polu gwiazdy bez liku. —
— Lebel-Girard nie taił nic przedemną... wiem że masz długi... — Tem lepiej!... Bagatela! to dowód rasy... Wnuczka Montmorency’ch przyniesie ci tyle złota, iż pozapychasz nim wszystkie luki, zarównasz wszelkie szczerby... A teraz zawołać każę Małgorzatę, i uprzedzę ją, że za dwa tygodnie najdalej, zostanie hrabiną.
To mówiąc, Bouchard zwrócił swój chwiejny krok ku drzwiom. Lecz Paweł pospieszył za nim...
— Błagam pana! nie czyń tego! — zawołał.
— A to dla czego?
— Może wydam się panu marzycielem — odparł Paweł — lecz proszę cię, pozwól mi starać się o względy swej córki... Niech ona mnie pokocha, jak ja ją kocham, a wtedy dopiero poproszę, by mi oddała dobrowolnie swą rękę, którą dziś pan raczyłeś mi przyrzec.
— Zachwycające! zachwycające! zachwycające! — wybełkotał trzęsąc się ojciec Małgorzaty — pyszne! słowo daję! — Na honor szlachcica, to myśl prawdziwie wyższa — jestem zachwycony! Nie nie powiem Małgosi.
W tej chwili Małgorzata i Lebel-Gerard powrócili z ogrodu.
Paweł wstał i pożegnał się.
Siedząc w karecie tapicer zagadnął: