Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nadzwyczaj dumny. Nie spodziewał się bowiem zwycięztwa.
O szóstej we drzwiach ukazał się marszałek dworu, w towarzystwie dwóch lokai w liberjach, i oświadczył, że podano do stołu.
Paweł podał ramię Małgorzacie i towarzystwo przeszło do sali jadalnej.
Obiad był wyborny. Wina nieporównane, może korki od butelek pochodziły niegdyś ze sklepu Boucharda. Gospodarz pił bardzo wiele, język mu się zupełnie rozwiązał, mówił wiele o swym znakomitym rodzie, opowiadał anegdoty o swych przodkach de Montmorency i wznosił znaczące toasty na cześć starych rodów Francji, które się łączyły z sobą.
Wkońcu stał się nie dozniesienia, ten poczciwy dziwak. Lecz Paweł nie słuchał go wcale, cały oddany Małgorzacie, z którą prowadził ożywioną rozmowę. Dziewczę oswojone z obecnością obcego gościa, nie krępowało się teraz, olśniewając rozmową, pełną sprytu, rozumu i wdzięku.
Nagle Mikołaj Bouchard powstał i z powagą pełną teatralnego komizmu, zaczął mówić:
— Moi przyjaciele, szlachectwo obowiązuje! — Nasi przodkowie byli więcej warci niż my — wskrześmy stare obyczaje, a staniemy się podobnymi do praojców. Niegdyś przy gościnnych stołach wśród biesiady piło co się zmieści, pijmyż i my. Oni byli mędrcami godnymi naśladowania. Pijmy, będzie to jeden krok w kierunku odrodzenia społecznego!
Usiadł, a marszałek dworu podał na srebrnej tacy kieliszki napełnione absintem (piołunówką).
— Na zdrowie dawnych obyczajów! — zawołał były sklepikarz, i wychylił kieliszek duszkiem.
Tak to poczciwiec ten rozumiał odrodzenie społeczne!
Paweł i Lebel-Girard uśmiechnęli się, maczając asta w szmaragdowym napoju.
Podano deser, potem kawę i likiery. Gospodarz wypróżniał kieliszki z zapałem. Gdy powstali od stołu,