Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ojca zmieszała Małgorzatę, która szybko podbiegłszy ku niemu, wsunęła swą rękę pod jego ramię.
Bouchard ucałował córkę, mówiąc sobie w duszy: — całuję hrabinę!!!
Ona wzruszona, przejęta, nie puściła już ramienia ojca, nie podnosiła oczów na Pawła, zapytywała samej siebie, co się z nią działo? i nie umiała znaleść odpowiedzi.
Lebel-Girard i p. de Nancey zostali nieco w tyle.
— A więc panie hrabio, czy przesadziłem mówiąc o wdziękach mojej małej przyjaciółki?
— Mówiłeś pan za mało. To anioł! anioł prawdziwy, który ukrywa swe skrzydła, ale je posiada. Jestem oczarowany... lecz chcę, żeby i ona mnie pokochała... Jak pan sądzisz, czy będzie mogła mnie pokochać?
— Pokocha cię panie hrabio, nie wątpię o tem. Nie uważałeś pan jej wzruszenia, gdy podawała ci różę?...
— Jeśli tak jest, będę panu winien szczęście.
— To najważniejsze, że tylko szczęście będziesz mi wtedy winien — pomyślał tapicer, a głośno dodał: — Oświadcz się pan zaraz. —
— Tak prędko? — zawołał Paweł.
— Nigdy za prędko, gdy idzie o dobry interes! Zresztą, poco zwlekać? Rezultat pewny, przecież rzecz naprzód ułożona. Chcesz pan, bym zabrał Małgorzatę? zostaniecie sam na sam z Bouchardem?...
— Nie, — odparł Paweł po chwili — to za prędko.
— Więc kiedyż?
— Może wieczorem, po obiedzie...
— Dobrze! — Tylko śmiało, odjedziemy świadomi rezultatu.
Weszli do sali bilardowej. Był to jedyny pokój, którego urządzenie było tegoczesne.
Zaczęto grać. — Małgorzata siedziała na uboczu, ojciec polecił jej znaczyć punkta. Obecność dziewczęcia czyniła p. de Nancey tak roztargnionym, iż przegrał dwie partje, z czego Mikołaj Bouchard był