Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz w zamian każdy uczciwy i wolny młodzieniec, patrząc na nią, zrozumiałby łatwo, iż szczęście zyska ten, kto pierwszy swe imię zapisać potrafi na białej, nieskalanej karcie księgi jej życia.
Wrażenie to owładnęło znienacka sercem Pawła.
Odrazu zapomniał o miljonach i śmiesznościach Mikołaja Bouchard. Zapomniał o wierzycielach i o tem, jakie okoliczności zmuszały go do szukania towarzyszki życia, i o tem, co go skłoniło do złożenia wizyty w Montmorency. Zapomniał, iż należy do złotej szajki młodzieży paryzkiej, która straciwszy złudzenia, przestała wierzyć w cnotę, a hołduje jednemu tylko bóstwu, Mamonie.
— Gdybym był bogatym, jak legendowi magnaci, a gdyby ona była biedną, jak żebraczka, ożenię się z nią, pomyślał hrabia.
Oczy Pawła zaświeciły jasnem promieniem, na twarzy jego zajaśniał wyraz takiego zadowolenia, że Lebel-Girard, tapicer, pełen doświadczenia, a przytem niezmiernie przenikliwy człowiek, gdy o jego interes chodziło, zadrżał z radości.
— Dobrze idzie — szepnął na stronie. Oczy Małgorzaty rzuciły czar, będzie ona hrabiną, a my będziemy zapłaceni.
Tymczasem Mikołaj Bouchard myślał:
— Wszystko w porządku... Ceremonja przedstawienia odbyła się prawidłowo. Teraz czwarta, obiad podadzą o szóstej... Przejdziemy się po parku, a potem, jeśli hrabia nie będzie miał nie przeciwko temu, zagramy w bilard.
Paweł przyjął uprzejmie propozycję gospodarza i zbliżył się do Małgorzaty podając jej ramię.
Dziewczę spojrzało badawczo na ojca i całe zapłonione, położyło końce swych paluszków na rękawie z cieniutkiego sukna,
Mikołaj Bouchard u szczytu zadowolenia, trącił łokciami swego przyjaciela Girarda.
— Patrz no pan, czy oni nie stanowią dobranej pary! — rzekł śmiejąc się. Idźmy sąsiedzie naprzód, niech sobie pogawędzą młodzi swobodnie.