Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lebel-Girard stojący obok hrabiego, pochylił się i szepnął mu do ucha:
— Co to będzie za śliczna hrabina, prawda?
Paweł odpowiedział znacznym uśmiechem.
Skreśliliśmy portret ojca Małgorzaty takim, jakim był on od lat najmłodszych. Żona jego zmarła przed kilkunastu laty i nie wiele różniła się od męża. Oboje byli pospolici, niezręczni, szpetni i pobrali się w późnym już wieku.
Jakim sposobem ci ludzie mogli być rodzicami tej uroczej istoty, która nosiła imię Małgorzaty Bouchard, a która, zdawała się być zrodzoną z miłośnego związku genjusza z wieszczką?
Matka natura posiada swe tajemnice, wobec których nauka przyznać musi swą nieświadomość.
Małgorzata była prześlicznem dzieckiem, wyrosła też na niepospolicie piękną pannę. Pełną wdzięku twarzyczkę, okalały bujne ciemne zwoje jedwabnistych włosów. Oczy jej niebieskie, łagodne, pełne były wyrazu, usteczka maleńkie i kształtne, płeć delikatna i przezroczysta. Figurka cudownie złożona, rączka maleńka, nóżki długie i wązkie. Wszystko w tej istocie było tak pełne dystynkcji, iż podobnej powierzchowności nie powstydziłaby się żadna księżniczka. Wszystko w niej miało wybitną cechę tak zwanej rasy, którato cecha znajduje się jedynie w rodach patrycjuszów. którzy swej krwi szlachetnej nie mieszali z krwią mniej czystą klas niższych, mieszczańskich i wieśniaczych.
Małgorzata posiadała nie tylko piękność, lecz i dziwny wdzięk, który zjednywał jej wszystkich. Nie była to zalotność... to niewinne dziecię obce było wszelkiej kokieterji... Lecz łagodne jej źrenice, patrząc, niepokoiły serce i duszę, zarówno, jak ogniste źrenice panny Lizely, niepokoiły zmysły. Dokoła tej dziewczęcej, wysmukłej postaci, wiał urok młodości i niewinności, któryby onieśmielił najwytrawniejszego nawet Lovelasa.