Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I spojrzał na Pawła de Nancey, który gryzł wargi, by nie parsknąć śmiechem.
— Panie hrabio, — ciągnął dalej Bouchard — ściskając gwałtownie obie ręce młodzieńca, którego już za swego zięcia uważał, nasz godny przyjaciel Lebel-Girard, człowiek tutejszej rady gminnej, oficer orderu Legji honorowej, pozwolił mi. mieć nadzieję, iż pan hrabia raczy przyjąć u nas skromny obiadek... Racz pan potwierdzić łaskawie obietnicę naszego przyjaciela.
— Przyjmuję, całem sercem przyjmuję — zapewnił Paweł.
— Ah! to co się zowie poczciwie... będziemy między swemi... Pokosztujesz pan wina z mojej piwnicy... Mam ja ładne egzemplarze... Wypijemy zdrowie dawnych, dobrych czasów... he! co pan na to?...
— Naprzód się cieszę!
— A cóż ja dopiero! Ale upał piekielny, a droga z Paryża do Montmorency pełna kurzu... Ofiaruję panom nad etat coś dla ochłodzenia się... Proszę za mną panie hrabio i ty mój godny sąsiedzie i przyjacielu... Mam zaszczyt nieoceniony, wskazać panom drogę...
To mówiąc Mikołaj Bouchard poprowadził gości przez wspaniały przedsionek, strzeżony przez wstawione dokoła zbroje, ze spuszczonemi przyłbicami, niby rycerzy. Zbroje były wątpliwej starożytności, lecz doskonale naśladowane.
Dalej szli przez dwa salony, jeden pełen rzeźb z czarnego dębu, drugi cały obciągnięty materją flamandzką, umeblowany w stylu średnio-wiecznym przez Lebel-Girard’a, jak wiemy, co mu czyniło zaszczyt prawdziwy,
Okna były z maleńkich malowanych szyb, oprawnych w ołów. Tu już niedyskretne oko prokuratora nie sięgnęło, więc gdzie nie gdzie, widniały herby w całej swej świetności.
Trzej mężczyźni weszli do sali jadalnej. Tu już sztuka tapicerska pana Lebel-Girard doszła do szczytu doskonałości. Ściany obite wytłoczoną skórą, meble