Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

d’Avray na niepewne... Nie, nie, tak głupim nie jestem! Wyszedłszy wczoraj od pana, posłałem depesze... Oto jej brzmienie: „Jutro, druga godzina, obadwaj z hrabią de Nancey przyjedziemy obejrzeć kuca.“ To wystarcza, będziemy dobrze przyjęci!...
— Cóż to za kuce, o którym pan wspomniałeś?
— To pretekst... wszakże trzeba było upozorować wizytę. Pan hrabia nie jedziesz do Ville-d’Avzay starać się o pannę, lecz obejrzeć Misiecot’a, którego ona chce się pozbyć, bo jest nerwowy, co jest niedogodne dla kobiety, nawet umiejącej dobrze powozić. W tym wypadku, choćbyście się państwo sobie nie podobali (co by mnie mocno dziwiło) niczyja miłość własna dotkniętą nie będzie, interes pozoruje wystąpienie.
— Pyszny układ! — zaśmiał się Paweł.
— Mój Boże, myśl ta sama mi przyszła. Prawda, że nie jeden komedyopisarz mógłby mi pozazdrościć zręczności... Jeśli na wyjezdnem dziś, pan hrabia poprosi o pozwolenie powtórzenia wizyty, a panna Lizely da przyzwolenie swoje, świadczyć to będzie, że mamy kota w worku. Przy drugiej bytności nastąpi porozumienie, rzeczy pójdą wyścigowem tempem, p. mer z Ville-d’Avzay niech temperuje pióra, a rejent niech pisze intercyze...
W trakcie tej rozmowy konie biegły szybko, a powóz toczył się wśród rozkosznej okolicy, która otaczała swą zielenią Paryż przed napadem prusaków, a która i wkrótce po najściu odzyskała dawną swą świetność.
Wkrótce minęli Ville-d’Avzay i po lewej stronie stawów, wjechali w cienistą aleję, bardzo starannie utrzymaną.
— Dojeżdżamy — rzekł Dawid Meyer, wskazując końcem swego bata, biały mur, okalający ogród pełen drzew kasztanowych, lip i jaworów.
Cmoknięcie podnieciło konie, które zdwoiły szybkość w biegu, po pięciu minutach faeton zatrzymał się przed żelaznem ogrodzeniem, lekkiem i eleganckiem.