Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a kto wie, może z czasem i hrabina?... Dlaczegóż by nie.
Faeton zaprzężony czekał na podwórzu.
Przy nim stał służący, ubrany bardzo starannie, a róża w dziurce od surduta. Konie niecierpliwiły się. Pyszne to były okazy, czystej krwi, rosłe, zgrabne, wspaniałe, pełne harmonii w kształtach.
— Brawo, panie hrabio, jesteś pan akuratny, jak chronometr Breguet’a, to wybornie! — zawołał Dawid Meyer. — Kieliszek madery i w drogę!!!
Paweł byłby chętnie odmówił zakąski, lecz bał się obrazić handlarza, który wprowadził go do maleńkiego gabineciku, gdzie stało biurko, fotel, kilka stołków i półki machoniowe. Ściany pokryte były akwarelami, wyobrażającemi podobizny znanych wyścigowców i innemi przyborami sportu konnego. Na półkach stała taca z zakąską, cygarami i winem.
Dawid nalał kieliszki po same brzegi.
— Polecam to wino panu hrabiemu, nie chwaląc się, sądzę, że jest wyjątkowo dobre. Dziesięć lat w beczce, pięć w butelkach, to coś znaczy... — Za zdrowie pana hrabiego!...
Trzeba było przyjąć toast. Paweł wypił, wino było wyborne.
Zapalili cygara i wsiedli do faetonu.
Dawid ujął cugle i „zdał rękę.“ Konie ruszyły równym, wyciągniętym kłusem. Przez większą połowę drogi, mówili jedynie o koniach. Meyer wystawiał wartość i zalety zaprzęgu, który w rzeczy samej zasługiwał na uznanie, a nawet na zapał znawców.
Gdy przedmiot został dostatecznie wyczerpany i decyzya powzięta, że w razie dobrego obrotu interesów, para stepper’ów przejdzie ze stajni handlarza, do stajen hrabiego, w zamian za sumkę ośmnastu tysięcy franków. zaległo chwilowe milczenie. »
Paweł przerwał je słowami:
— Panna Lizely spodziewa się nas dzisiaj?
— Do licha! — odparł Meyer — nie popełniłbym nigdy tej niezręczności, żeby hrabiego wieźć do Ville--