Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zagadnięty osłupiał.
— Tam niema żadnych krewnych, gdy tu mówisz pan o ojcu...
— Skłonnym do apopleksyi panie hrabio — przerwał z żywością Lebel-Girard. — Szyja krótka, po jedzeniu czerwony jak pomidor... Ja panu obiecuję, że dni jego są policzone! Zresztą to najzacniejszy w świecie człowiek, będziesz pan z niego zadowolony.
— Czy w intercyzie zapewni mnie o swem nie długiem życiu? — zapytał poważnie Paweł.
— Za to nie ręczę — odparł nieco zmieszany tapicer, lecz ujrzawszy uśmiech na ustach pana de Nancey, zawołał: — Wolno panu hrabiemu żartować, lecz gdy zobaczysz Małgorzatę, zaprzestaniesz pan Żartów i małżeństwo dla interesu, stanie się małżeństwem z miłości.
— Dziewczęciu na imie Małgorzata?
— Tak panie hrabio, a jest to imię nader pańskie, wszak prawda. Dziecię to jest na wskroś szlachetne. Znam ją dobrze. Ojciec jej sąsiaduje ze mną na wsi. Gdy mi interesa pozwolą, przepędzić dni parę w mojej villi w Enghien, gdzie mam zaszczyt należeć do składu rady gminnej, odwiedzam ojca Małgorzaty w jego prześlicznym pałacyku, który kazał on postawić w stylu średniowiecznym. Ja to umeblowałem apartament, w tym samym stylu. Stary dąb i drzewo gruszkowe rzeźbione, materye przedziwne! Zapłacił mi za to przeszło sto tysięcy franków, co mi zaszczyt przynosi... Jadalny pokój zwłaszcza... okna z kolorowemi szybami, rzeźby dokoła, obicie ze skóry wytłaczanej.. Warto widzieć dla samej ciekawości... Dadzą nam dobry obiadek, bo jedzą wyśmienicie... Trzymają kucharza jakich mało, a piwnica! takiej drugiej niema w Montmorency... boć on się zna na winie, papa Bouchard!
— Bouchard? — powtórzył pan de Nancey — ależ to imię rodowe Montmorency’ch.
— Otóż to właśnie — ztąd też bierze początek manja tego poczeciwca...