Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszystko jest przewidziane — kończył pan de Nancey, rozejdziemy się dziś przyjaciołmi, by się znów spotkać, ufam, w sprzyjających okolicznościach.
Dostawcy żegnając gospodarza w najlepszych humorach, wyrazili nadzieję, iż będzie o nich pamiętał, przy urządzaniu nowego gospodarstwa, co prawdopodobnie. wkrótce nastąpi.
Otrzymawszy solenne przyrzeczenie hrabiego, opuścili pałac. Dawid Meyer wdrapawszy się na szczyt wysokiego kozła breack’u, ujął lejce i puścił w bieg parę dzielnych kłusaków, które właśnie ujeżdżał. Lebel-Girard rozsiadł się w powoziku, który był jego własnością.
Pozostawszy sam, Paweł de Nancey pootwierał okna, by wypędzić „zapach wierzycieli* jak się wyrażał.
Następnie włożył papiery do pularesu i rozśmiał się śmiechem drwiącym i okrutnym.
— Tak — pomyślał — wszedłem do jamy tygrysiej i wychodzę z niej żywy! Poskromiłem dzikie zwierzęta! Myśl moja jest genialną! Z dziesięciu zajadłych wierzycieli, wyłoniło się, dziesięciu faktorów niezmordowanych, zręcznych i pewnych. Nie dość, że mnie nie pożarli, ale mnie żywić będą. Ożenią i wzbogacą mnie! Ja ożeniony! To będzie zabawne! Ba! trzeba do wszystkiego przywyknąć!... Może się do stanu małżeńskiego przyzwyczaję? A jak nie... no, moja żona będzie mężatką, ja zostanę i tak wolnym...


ROZDZIAŁ IV.
Swaty.

Upłynęło dni ośm od wyżej opisanej sceny, którąśmy opowiedzieli naszym czytelnikom. Paweł de Nancey nie otrzymał żadnych wiadomości od swoich