Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Małgorzata mężnie zniosła straszne doświadczenie. Oburzenie dodało jej siły.
Gdy wypędzona przez męża, opuściła salon, pewnym krokiem przeszła korytarze, zeszła ze schodów i przebywszy dziedziniec, znalazła się nareszcie na bruku ulicznym.
Śnieg padał wielkiemi płatami. Hrabina w powłóczystej sukni z czarnego aksamitu, szła szybko nie spotykając nikogo. Gdzież zwracała swe kroki? Nie wiedziała sama.
Nieunikniona reakcja nastąpiła w jej umyśle. Straciła niemal przytomność, siły ją opuszczały, drżała z zimna, — szał rozpaczy zawładnął biednem, opuszczonem dzieckiem. Sama na świecie, bez przytułku, wypędzona, powtarzała półgłosem bezwiednie.
Nagle promyk nadziei rozjaśnił ciemności jej umysłu:
— Nie, nie całkiem samą jestem, mam przyjaciela — pomyślała.
I zwróciła kroki w stronę ulicy Vintimille, od której dzieliła ją nieznaczna przestrzeń.
Gdy zniknęła w bramie domu, w którym mieszkał René de Nangés, człowiek idący za nią w pewnej odległości, szybko nawrócił i biegł ku ulicy de Boulogne. Był to znany nam lokaj hrabiny de Nancey, którego szpiegostwo opłacała sowicie panna Lizely.


∗             ∗

Baron de Nangés, pogrążony w zadumie, której powód łatwo nam przyjdzie odgadnąć, siedział samotny w swoim salonie, przy kominku, na którym niepodsycany ogień, wygasł powoli.
Gdy blada, zziębnięta, zesztywniała hrabina, stanęła przed młodzieńcem, zdawało mu się, że śni. Woda ściekała strumieniem z włosów i sukni Małgorzaty.