Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oh! tak, nie mylisz się! — Czem lepiej ją poznaję, tem więcej ją kocham...
— Chcę ci przedstawić projekt, który niewątpliwie sprawi ci przyjemność...
— Cóż to za projekt? — zapytała ciekawie hrabina.
— Oto jest: Jesień zapowiada się pogodna, nim do Paryża wrócimy, upłynie kilka tygodni, któż nam przeszkadza poprosić kuzynkę, by z nami czas ten spędziła w Montmorency?...
— Ale czy ona zechce? — zawołała Małgorzata.
— Jeśli ją serdecznie poprosisz, mam przekonanie, że się nie oprze.
— Oh! jakżebym się czuła szczęśliwą... Dziękuję ci za tę myśl!...
Dnia tego jakby na wezwanie przybyła Blanche, której niespodziewano się wcale.
Małgorzata wzruszona, onieśmielona, lękająca się przeszkód lub odmowy, przedstawiła plan usnuty przez hrabiego do uznania panny Lizely.
— Nie odmawiaj nam droga kuzynko — rzekła w końcu — twoje przyzwolenie uszczęśliwi mnie nad wszelki wyraz.
— Drogi aniele — odrzekła panna Lizely — całując czule przeciwniczkę — czy sądzisz, że jestem na tyle nieprzyjaciółką samej siebie, bym nie chciała skorzystać z tak miłej propozycji?
— Więc przystajesz?
— Naturalnie!... przystaję z radością!...
Małgorzata klasnęła w dłonie i ucałowała Blanche z dziecięcą wesołością.
— Oh! jakaś ty dobra! — wołała. — Zostań dziś zaraz, nie wracaj już do Ville-d’Avray!...
— Ależ jaknajchętniej... chciałabym z wami na zawsze pozostać...
Paweł zadrżał z radości słuchając słów żony, lecz na pozór pozostał chłodny.
— Moje dziecko — odparł spokojnie — zapraszając sama pod dach twój gościa, powinnaś zapewnić