Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kami... widać, że się na tem robi pieniądze... W parku, wśród zieleni, ujrzałam panią hrabinę... siedziała na ławeczce z darni, w towarzystwie pięknego młodzieńca....
— Pięknego młodzieńca?... — powtórzył Paweł.
— Tak, kochany hrabio, towarzysz hrabiny mógł liczyć dwadzieścia trzy lat życia, blondyn z małym wąsikiem, szczupły... pewnie który z twoich przyjaciół... Hrabina tak była zajęta rozmową, że mnie nie spostrzegła, to też mogłam się jej napatrzeć... Bardzo mi się podobała... wyborna z niej hrabina... W jakim jest wieku?...
— Siedmnaście lat liczy...
— Ah! biedaczka, toż to dziecko!... Siedmnaście lat!!! ja mam dwadzieścia pięć! — Jakżem ja stara w porównaniu... No kochany hrabio nie zapieraj się, wszak szalejesz za Żoną?...
— Nie kocham jej — odparł Paweł sucho.
— No mój przyjacielu, muszę ci powiedzieć, że jesteś potworem!.. Bo i pocóż brałeś ją za żonę, nie kochając jej?...
— Wiesz, że byłem zrujnowany...
— Ah! więc to o majątek chodziło... rozumiem. Miliony papy Boucharda uśmiechały ci się... Panna Małgorzata była niewinną dziewicą... na jej przeszłości nie ciążyło nie, prócz tych korków ojca!! — Smieszna to rzecz korki... ale nikogo nie hańbi... Obowiązkiem twoim było kochać tę małą, skoro za miłość płacili gotówką...
— Blanche miej litość nademną! wiesz, że się sercu nie nakazuje... Gdym się żenił, serce moje nie należało już do mnie... było twoją własnością...
— Uprzejme to kłamstwo! szkoda tylko, że jest ono zbytecznem — przerwała Blanche z uśmiechem. Uprzedziłam pana, że jestem niewierną... a wiesz chyba sam, że przestałam być naiwną...
— A jednak ja cię ukochałem! — zawołał z uniesieniem Paweł. — Postępowanie moje względem ciebie było niegodne; ty mi przebaczasz szlachetnie, lecz ja sobie nigdy nie daruję tej winy!! Byłem szalony po-