Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiając tu jasno stan rzeczy. Nie wątpię, że rezultat do którego dojdziemy utrwali jeszcze rozczulającą zgodność uczuć, jaka między nami istnieje.
Ta patetyczna i zawiła przemowa nie zadowolniła słuchaczów, którzy zadawali sobie pytanie, gdzie ich doprowadzi wielomówstwo dłużnika i stawali się z każdą chwilą niecierpliwszymy.
— Tutaj — mówił dalej Paweł — wskazując palcem miejsce zapisane na papierze przed nim leżącym, tutaj wynotowane są sumy, które wam jestem dłużny. Jeśli nie macie nie przeciwko temu, przejrzemy je razem. Nie trzymałem się porządku alfabetycznego oddając pierwszeństwo większym sumom. Możnym pierwszeństwo! Pan Gobert zajmuje pierwsze miejsce...
Oczy wszystkich zwróciły się ku osobie, w stronę której Paweł przesłał lekki ukłon, wraz za słodkim uśmiechem.
Był to mały człowieczek, młody jeszcze, łysawy, dobrze ubrany, choć bez pretensyi; wyglądał na urzędnika z ministeryum finansów. Byłby mógł przejść niepostrzeżony, gdyby nie dziwny wyraz oczów okrągłych i szarych, bardzo zbliżonych do zakrzywionego ostro nosa, co mu nadawało wielkie podobieństwo do drapieżnego ptaka.
Przesławszy ukłon i uśmiech, p. de Nancey mówił dalej:
— Dwa lata upłynęło od owej pamiętnej nocy, gdy szczęście, w kartach mnie zawiodło. Wtedy pan Gobert, człowiek całemu Paryżowi znany z usłużności swej, pożyczył mi na trzy miesiące 25,000 franków.
— Daruj, daruj panie hrabio — przerwał Gobert — nie przeistaczajmy faktów, jeśli łaska... Ja panu nie nie pożyczyłem. Mierność moich środków nie pozwala mi (czego mocno żałuję) usłużyć bliźniemu. Lecz znam kapitalistów poważnych, którzy znając uczciwość moją, pewni, iż wskazówki które im udzielam, są dokładne, polecając mi dokonywać: drobne tranzakcye, opierając się na danym przezemnie słowie, gdyż jak