Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/869

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O której godzinie wychodzi ten pociąg?
— O pierwszej minut dwanaście po północy. Staniesz pan w Paryżu na piątą zrana.
— To doskonale!
— A może przygotować powóz dla pana, panie Delvignes, któryby cię powiózł do Amboise? — pytał właściciel hotelu.
— To niepotrzebne, kochany gospodarzu. Mając tyle godzin czasu przed sobą, pójdę pieszo, spacerem. Pogoda prześliczna. Wyjdę ztąd o wpół do Jedenastej, pozostawiwszy w numerze moje zawiniątka i bagaże. Nadeślesz mi je pan później. A teraz napiszę kilka krótkich listów do klientów, oczekujących na mnie w Loches i Tours.
Tu Delvignes siadł i pisać zaczął.
Posłaniec z telegrafu wychodząc, spotkał się we drzwiach z jakimś wchodzącym podróżnym.
Był to znany nam agent policyi, Flogny.
Poznawszy go, Arnold za pierwszym rzutem oka pochylił się ku Trilbemu, szepcąc cicho:
— Oto nasz człowiek!
Irlandczyk spojrzał nanowo przybyłego, który, zwróciwszy się do kontuaru, pytał właściciela:
— Czy mógłbym otrzymać pokój w pańskim hotelu?
— Ależ tak, panie... najchętniej. Życzysz pan sobie, ażeby cię tam zaraz poprowadzono?
— Niekoniecznie... nie jest mi zbyt śpieszno. Każ mi pan najprzód podać kafelek piwa i pozwól sobie zadać jedno zapytanie.
— Ludwiku! kufelek piwa dla pana. A teraz słucham... O co chodzi?
— Nie znajduje się czasem u pana między przybyłymi podróżnymi młody chłopiec, przybyły z Paryża, nazwiskiem Stanisław Dumay?
— Stanisław Dumay? — powtórzył gospodarz — właśnie on u mnie zamieszkał. Bardzo przyjemny młodzieniec, zapo-