Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/868

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

on już znajdować się w Blévé. Zresztą, w tak małem, jak to, miasteczku, gdzie hotele nie są licznemi, Flogny, na mocy służącego mu prawa, mógł przejrzeć meldunkowe księgi z nazwiskami podróżnych, a między tymi nie pominął zapewne i Kupieckiego hotelu.
— Nie wyjechał więc nocnym pociągiem, jak sądziłem i wierzyłem w to na pewno? — zapytywał z trwogą Arnold sam sienie. — Gdyby nie przyjechał, wszystko stracone, bo w takim razie nie omieszka on pójść do prefektury i pochlubić się z poczynionych odkryć w tej sprawie.
Ósma uderzyła na wielkim hotelowym zegarze, umieszczonym na frontonie budynku.
Drzwi kawiarnianej sali otwarły się nagle, a w nich ukazał się posłaniec z biura telegrafu, niosący w ręku błękitną kopertę.
Właściciel hotelu, siedzący za kontuarem, gdzie sprawdzał całodzienne rachunki, podniósł głowę.
— Kogo szukasz, Rajmundzie? — zapytał.
— Pan Delvignes nie wyjechał ztąd jeszcze?
Na to zapytanie odwrócił się wspomniony komisyoner.
— Jestem! — odpowiedział — masz do mnie depeszę?
— Tak, panie... tylko co przybyła. Wprawdzie godziny, przeznaczone dla doręczania depesz, minęły i według regulaminu, powinienbym ją panu oddać dopiero nazajutrz zrana, przechodząc jednakże tędy, wstępuję. Należy być skrupulatnym w dopełnianiu reguł.
— Dziękuję ci, panie Raymond.
Delvignes, rozdarłszy kopertę, przebiegł oczyma depeszę, wołając:
— Otóż niespodziewana historya!... Mój pryncypał wzywa, bym jaknajspieszniej przybywał w nader ważnej sprawie. Potrzebuję znajdować się w Paryżu jutro zrana nieodwołalnie. Co tu zrobić?
— Musisz pan jechać pociągiem, wychodzącym z Amboise, nie ma innej rady... — rzekł posłaniec z telegrafu.