Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie zadziwi to nikogo, iż człowiek, będący na drodze podobnego zepsucia, kraść zaczął.
Wezwany do pracy przy bankierze, celem zastąpienia nieobecnego chwilowo sekretarza, przywłaszczył sobie z kasy paczkę biletów bankowych, a dla ukrycia tej kradzieży sfałszował rachunek w księdze kasowej, co go też właśnie zgubiło. Niedokładność ta wprędce spostrzedz się dała. Sprawcą kradzieży nie mógł być kto inny, jak sprawca sfałszowania i odwrotnie.
Bankier, który go bardzo polubił i obdarzał najzupełniejszem zaufaniem, na tę wiadomość osłupiał przerażony.
Co począć?
Od lat dwudziestu był szczerym przyjacielem Pawła Gérard, otaczając go, jak zresztą wszyscy, uwielbieniem i poważaniem. Jak więc obrzucić hańbą to nazwisko, dotąd tak czyste, wskazując złodzieja w dziecku, przytulonem do serca przez tego szlachetnego człowieka, w dziecku, które on tak ukochał, wektorem swe wszelkie położył nadzieje? Z drugiej strony występek, spełniony przez młodego łotra, nie mógł ujść bezkarnie.
Po długiem rozmyślaniu, bankier udał się do Pawła Gérard i z największą ostrożnością oznajmił mu o występku, spełnionym przez syna.
Cios był strasznym, pomimo środków ostrożności, przedsięwziętych ze strony bankiera. Profesor padł, rażony apopleksyą.
Karol za przybyciem do domu znalazł ojca umierającym.
Walentyna w chwili spełnienia samobójstwa obrzuciła przekleństwem nędznika, który ją uwiódł i zdradził. Ów nędznik, uderzony ciosem przez własnego potomka, skutkiem jego haniebnego czynu, rzucił wzajem na niego przekleństwo. Umarł ze złorzeczeniem na ustach dla syna Walentyny.
Wobec trupa owego człowieka, który bądźcobądź dla młodego łotra okazał się dobrym i kochającym, Karol nie uczul żadnych wyrzutów sumienia.