Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/701

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! — zawołał — popychają mnie do ostateczności... Dobrze... walczyć będę do ostatka! Nie pozwolę zabrać sobie mych sprzętów. Sprzedam je przed przyjściem komornika. Wrócę jedynie do biura dla uregulowania rachunku, i przyjmę obowiązek u Verrier’a. Otóż sposobność abym ukończył raz z tą sytuacyą, jaka mnie zabija!
Wsiadłszy do fiakra na najbliższej stacyi powozów, kazał jechać na ulicę de Bucy, do Prowanckiego hotelu.
Był to jeden z niższych zakładów tego rodzaju, używający najgorszej reputacyi. Znano tam Pawła Béraud, który od czasu do czasu wyprawiał w tamecznych gabinetach wesołe kolacyjki.
W hotelu tym wynajął dla siebie miesięcznie numer, zapłaciwszy naprzód za dwa tygodnie z oznajmieniem, iż wkrótce nadeśle swe rzeczy, poczem pojechał na ulicę Sekwany.
— Zatrzymasz się — rzekł do woźnicy — pod 27 numerem. Wysiądę i wrócę za chwilę.
O kilka kroków dalej wstąpił do składu używanych mebli.
— Wyjeżdżam dziś w wieczór — rzekł — i radbym sprzedaj moje umeblowanie. Jeżeli się ugodzimy, interes załatwi się w oka mgnieniu.
— Właśnie mam wóz do przewożenia przed drzwiami sklepu — odrzekł kupiec — każę mu się zatrzymać, a tymczasem zobaczę.
— Pójdź pan i zaopatrz się w pieniądze.
— Mam je przy sobie — rzekł składnik. I pojechał wraz z klientem.
— Jeżeli Joanna jest w domu — myślał przez drogę Béraud — powiem jej w dwóch słowach, iż znaglony koniecznością, muszę powziąć stanowczą decyzyę. Gdyby zaś wyszła do Anieli Verrière, to jeszcze lepiej. Uniknę płaczu, wyrzutów i tympodobnych jeremiad. Dość mam już tego wszystkiego. Kością mi to w gardle stanęło! Niemasz jak życie kawalera!