Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/700

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tu Włoch wprowadziwszy przybyłego do swego gabinetu, wskazał mu krzesło.
— Pan przychodzisz zapłacić swe długi? — zapytał.
— Niepodobna jest mi dziś tego dokonać, ale przychodzę złożyć panu zaliczenie na tę należność.
— Nie przyjmę żadnych zaliczeń... żądam wypłaty sum w całkowitości.
— Ależ to rygor niesłychany!..
— Tak mi polecono uczynić... Oczekiwałem na pańskie przybycie. Jeżeli pan nie zapłacisz, idę natychmiast do komornika, jutro odbierz pan wezwanie z Trybunału.
— Nie czyń pan tego!.. Jestem gotów zapłacić jedną z powyższych należytości, a mianowicie ów dług rzeźnika wynoszący dwieście osiemdziesiąt pięć franków. Co zaś do długu u krawca pan mi udzielisz przy swej dobrej woli nieco czasu na zaspokojenie takowego.
— Niepodobna!
— Mam obiecany obowiązek ze znacznie wyższą pensyą, przyjdzie mi z łatwością zapłacić panu po sto franków miesięcznie. W ciągu pięciu miesięcy wszystko zapłacę i wyjdę z długu. Zgódź się pan na tę propozycyę.
— Niemogę rozporządzać się w tym razie. Powtarzam panu, odebrałem szczegółowe polecenie, jakie ściśle wykonać muszę.
Béraud wstał z krzesła.
— Tak więc... — rzekł — mimo, iżbym zapłacił należytość, przypadającą rzeźnikowi, pan ścigać mnie będziesz za dług krawca, wolę nic nie płacić.
— Jak się panu podoba... dziś przed południem będę u komornika.
Paweł wybiegł rozwścieczony, wkrótce się jednak uspokoił. Widocznie zabłysnęła mu jakaś myśl nowa.
Spojrzał na zegarek. Była dziesiąta.
Od pół godziny już powinien był znajdować się w biurze.