Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/670

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy przybyli oba do Châtelet, widowisko od godziny już się rozpoczęło.
Loiseau narzekał iż w gardle mu zasycha i pragnienie go pali.
Podczas antraktów gasił je kuflami piwa, jakich jego przyjaciel dostarczał mu szczodrobliwie.
Sztuka ukończyła się o kwandrans na dwunastą. Introligator był już mniej pijanym, niż wchodząc na salę. Przypomniał o obiecanych ostrygach i butelce Chablisu.
Idąc z nim na kolacyę, ów dobry kolega myślał sobie:
— Trzeba koniecznie coś zrobić, ażeby on jutro nie poszedł do warsztatu. To zwierzę jest wytrwalszem, niż sądziłem.
Obadwa weszli do Barrata, gdzie ich pozostawimy, by śledzić Pawła Béraut wychodzącego z ulicy de Fleurus.
Szedł prędko, a myśli jeszcze szybciej w głowie jego krążyły. Głucha wściekłość wrzała w jego sercu.
Opór Wiktoryny irytował go i denerwował. Pogarda, tak jawnie mu przez nią okazana, zrodziła w nim pragnienie zemsty.
Miłość, jaką uczuwał dla tej kobiety, była uczuciem czysto zmysłowem, w którem serce najmniejszego nie brało udziału. Był człowiekiem, jak to sam wyznał, gotowym do popełnienia zbrodni dla dopięcia celu.
— Tak... ona musi być moją! — wyszepnął, idąc. — Kobieta, która miała kochanków, śmie mnie przyjmować odmową? Nie! tego za wiele. Przysięgam, Wiktoryno, musisz być moją i będziesz!
Paweł Béraud zajmował mieszkanie na czwartem piętrze, pod nr. 27-ym przy ulicy Sekwany, w bocznej oficynie, wgłębi podwórza. Okna tegoż wychodziły z jednej strony na dziedziniec, z drugiej na dachy sąsiednich domów.
Przybywszy do drzwi, wychodzących na ulicę, podniósł głowę i spojrzał w te okna. Błyszczało w nich światło.
Przebiegłszy prędko schody, zadzwonił.