Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niepokojony o mnie, rozpocznie poszukiwania. Rzecz prosta, iż mnie nie odnajdą, ponieważ zniknąłem bez śladu. Będą przekonani, że stałem się ofiarą jakiegoś wypadku, albo że jacy rabusie, najadłszy mnie, wrzucili po obdarciu do Tamizy. I przestaną się mną wreszcie zajmować. Otóż dobrze przedsięwzięta ostrożność na przyszłość.
„A teraz trzeba przygotować starannie cios, jaki pragnę wymierzyć. Mam pięć dni czasu przed sobą... To więcej, niż mi potrzeba.
I ukończywszy obiad, Karol Gérard, którego odtąd nazywać będziemy Arnoldem Desvignes, aby nie czynić zamieszania w umyśle czytelników, wziąwszy swoją walizę i zapaliwszy dobre cygaro, szedł ku ulicy des Tournelles.
— Otóż powracam, pani Pillois... — rzekł, przechodząc koło odźwiernej. — Czuję się mocno znużonym, wypocząć pragnę.
— Łóżko pańskie jest usłane — odpowiedziała kobieta. — Postawiłam świecę z lichtarzem na pierwszym stopniu schodów. Wszystko w porządku... Mam nadzieję, iż będziesz pan zadowolonym.
— Dziękuję pani.
Designés, minąwszy dziedziniec, szedł korytarzem aż do drzwi, wiodących na schody, a znalazłszy tam świecę, zapalił ją, zamknął pierwsze drzwi na klucz i wszedł do mieszkania.
Odźwierna prawdę mówiła. Porządek panował wzorowy; — wszystko, aż do ściennego zegara po nad kominkiem, wygłaszającego swój ruch monotonny, ustawionem było na swojem miejscu.
Zegar wskazywał dziesiątą.
Arnold spojrzał na swój kieszonkowy zegarek, który się zgadzał z tamtym co do minuty, rozpiął walizę i powyjmował z niej różne przedmioty ubrania.