Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Liczę na panią w tym względzie... i zamiast trzydziestu franków miesięcznie, jakich odemnie żądałaś, przeznaczam ci czterdzieści.
— Ach! to być musi jakiś książę przebrany, jak w Tajemnicach Paryża — pomyślna kobieta, olśniona tak wielką wspaniałomyślnością.
— Kwit dla mnie gotowy? — pytał dalej Gérard.
— Tak, panie... Już podpisany przez właściciela. Mój mąż jest w stancyi, zaraz go panu odda.
— A więc do widzenia wieczorem, pani Pillois...
— Żegnam, panie Desvignes.
Tu Gérard, wyszedłszy z pawilonu, wstąpił do odźwiernego, wyliczył mu sześćset franków złotem, odebrał kwit i poszedł na obiad do restauracyi, w której zostawił walizę.
Wybacz, czytelniku, nazbyt długie być może rozpisanie się o szczegółach lokacyi Gérarda. Znajomość jednak powyższych szczegółów była niezbędną dla uzupełnienia dalszego ciągu powieści.
Sekretarz z Kalkuty, zadowolony pomyślnym dotąd obrotem rzeczy, jadł obiad z apetytem, powtarzając:
— Nazwisko Karola Gérard mogło mnie było skompromitować, zachować go dłużej nie mogłem. Gdy przeciwnie, nazwa Arnolda Desvignes nie ściągnie na mnie podejrzenia. Znam pewnego nader zręcznego człowieka, który mi dostarczy za dobrą zapłatą wszelkich legitymacyjnych papierów, przekonywających, że to imię jest mojem własnem nazwiskiem. Gdybym kiedyś potrzebował złożyć akt autentyczny mego pochodzenia, uczynię to i żadna wątpliwość co do mej tożsamości miejsca mieć nie będzie.
„Przezornie działałem, wynajmując mieszkanie w osobnym domu, zamiast się mieścić w pokojach umeblowanych. Tym sposobem wymykam się kompletnie z pod kontroli policyjnej prefektury.
„Jan Mortimer, mój były pryncypał, skoro się dowie żem nie pojechał do jego domu bankierskiego w Londynie, za-