Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

inaczej uczynić. Ach! nie zawiodły mnie w tym razie przeczucia bliskiej katastrofy! Mój ojciec musiał ponieść ogromne straty tak na niepomyślnych spekulacyach, jak i na giełdzie. Zachwiał się w interesach. Przyjął wspólnika dla uchronienia się od bankructwa... ruiny...
— Co ty powiadasz? — zawołał Vandame osłupiały.
— Smutną prawdę... niestety! Tak rzeczy stoją, bądź tego pewnym.
— Gdyby i nawet tak było, to w nowej tej sytuacyi nie widzę dla nas niebezpieczeńswa, ale przeciwnie...
— Jak ty to pojmujesz? dla czego?
— Wuj, odmawiając mi twojej ręki, stawił za powód, iż postanowił nie wydać cię za mąż, aż po twem dojściu do pełnoletności. Rzecz jasna, iż użył twego posagu na prowadzenie różnych spekulacyj, a straciwszy na nich, odsuwał jak najdalej epokę, w której by mu przyszło zdać rachunek ze swej opieki. Dziś nastąpiło zrównoważenie w tym względzie, pieniądze do kas opróżnionych napłynęły, ponieważ niewątpliwie dla tego twój ojciec przybrał wspólnika. Otóż i przyczyna jego odmowy zniknęła, powinniśmy się więc cieszyć z tego, a nie przestraszać.
— Och, milcz... na Boga! — zawołała żywo Aniela.
— Dla czego?
— Ponieważ na to, z czego się cieszysz, zadrżeć powinieneś!
— Nic nie rozumiem.
— Wspólnikiem mojego ojca jest młody człowiek, mający dwadzieścia siedm lat zaledwie.
Vandame cofnął się z obawą.
— Był u nas wczoraj na obiedzie — mówiła panna Verrière — i dziś przybędzie. Nakrycie dla niego ma być codziennie przygotowane, ojciec mnie o tem uprzedził. Nie tłumaczył mi on nic więcej, lecz ja pojmuję, co to wszystko znaczy! Pomiędzy mym ojcem, a tym bogatym kapitalistą, który tak na czasie się zjawił, aby napełnić wypróżnione kasy bankowe,