Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/500

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie chodzi jedynie o współkę pieniężną, istnieje pomiędzy nimi targ innego rodzaju...
— Targ?... — powtórzył Vandame, bledniejąc.
— Tak... Ów młody człowiek jest we mnie zakochanym...
— On?... i śmiał ci to wyznać? — zawołał porucznik, rzuciwszy się z gniewem.
— Nic o tem mi jeszcze nie mówił. Lecz któreż młode dziewczę, jakkolwiekby było naiwnem, nie odgadnie uczucia, jakie wzbudziło, z wyrazu twarzy ze spojrzenia? Tak, on mnie kocha!... jestem tego pewną. Gdym z siostrą Maryą wracała z Marsylii, spotkałyśmy go na drodze żelaznej; towarzyszył nam w podróży; natenczas już coś odgadywałam, będąc jednakże przekonaną, iż nie zobaczę go nigdy więcej, rzuciłam ów szczegół w zapomnienie. Wyobraź więc sobie moje zdumienie i trwogę, gdy nagle przedstawia mi go ojciec, jako swojego wspólnika. O!... bądź przekonanym, Emilu, że moja ręka była głównym punktem, ceną, ustanowioną w tym targu pomiędzy nim, a moim ojcem, i w chwili, gdy o tem mówimy, moje z nim małżeństwo jest już postanowionem. Powtarzam ci, iż materyalnych na to dowodów jeszcze nie posiadam. Ów młody człowiek nic mi dotąd o tem nie mówił, lecz mam moralne, niezbite w tym względzie przekonanie! Tak, mój ojciec sprzedał swą córkę, aby uniknąć bankructwa... ruiny!
— Ależ to byłoby ochydnem, przechodzącem wszelką nikczemność!
— Ochydnem... zapewne, mimo to istnieje. Pojmujesz teraz doniosłość i ważność niebezpieczeństwa. Otóż, dla czego wysłałam depeszę, abyś przybywał. Kocham cię... chcę twoją zostać... Co jednak począć, jeżeli za tydzień, za dwa, albo za miesiąc, ojciec przymusi mnie do zaślubienia tego człowieka?
— Stawić opór, niedozwolić na coś podobnego! — zawołał Vandame.