Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chciał, do szatana! wiem o tem... i to było jeszcze większem szaleństwom, niż pierwsze. Szaleństwem do niewybaczenia!
— Kocha Anielę...
— To mnie nie obchodzi. Najprzód on nie jest bogatym; powtóre, Aniela jest jeszcze zbyt młodą, by ją wydawać za mąż...
— Lecz ona kocha Vandama.
— To źle! Młoda dziewczyna, dobrze wychowana i szanująca zasady towarzyskiej przyzwoitości, nie wdaje się w miłostki bez ojcowskiego zezwolenia. Nie pozwalam, ażeby wprowadzano mi tu w życie jakieś wyczytane w książkach romanse. I dosyć...
— Ależ, mój wuju... Bóg sam błogosławi czystą, uczciwą miłość. Uczynisz najnieszczęśliwszą swą córkę, odmawiając jej pozwolenia na to małżeństwo...
— Ha! ha! ha! — zaśmiał się szyderczo Verrière — śmieszną jesteś zaprawdę w swym kaznodziejskim zapale!

XII.

Siostra Marya cofnęła się, zdumiona tym brakiem towarzyskiej przyzwoitości, jakiej u Verrièra nigdy dotąd nie spostrzegała, zapytując sama siebie, zkąd nastąpiła w nim tak nagła zmiana.
— Jeżeli w tym przedmiocie chciałaś dyskutować ze mną, moja kochana siostrzenico — mówił bankier dalej — lepiej, ażebyś mi była przespać się pozwoliła. Pozwól mi przytem sobie powiedzieć, nie ubliżając zakonnej twej sukni, iż za bardzo niewłaściwą uważam chęć twoją nauczania mnie ojcowskich obowiązków i sądzę, iż zakonnica, odłączona od świata swem powołaniem, nie powinna mięszać się do małżeństw.
— Mój wuju... — odrzekła łagodnie siostra Marya — kocham Anielę, jak własną mą siostrę... ty dobrze wiesz o tem.