Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Służący wszedł z oznajmieniem, że obiad na stole.
Obaj udali się do jadalni, gdzie znajdowała się już Aniela wraz z siostrą Maryą.
Panna Verrière nie chciała oczekiwać na przybywających w salonie, ażeby nie być zmuszoną do podania ręki Arnoldowi.
Posłuszna wszelako poleceniom swojej kuzynki, przybrała spokojność, a nawet uśmiech na usta.
Za pierwszem spojrzeniem Desvignes spostrzegł zaczerwienione oczy dziewczęcia.
— Płakała... — pomyślał — dlaczego? Miałażby przewidywaniem, właściwem młodym dziewczętom, odgadywać projekt małżeństwa, ułożony pomiędzy mną a jej ojcem? Ha! trzeba tem rychlej rozpocząć walkę i conajprędzej pozbyć się porucznika Vandame. W siostrze Maryi mam bezwątpienia również niebezpiecznego przeciwnika, a tem silniejszego, że ona wywiera na Anielę wpływ bez granic. I ona więc także staje mi zaporą... Niechaj się strzeże!
Na początku obiadu przymus, łatwy do zrozumienia, krępował obecnych; Desvignes jednakże, umiejący zawsze nad sobą panować i stosować się do sytuacyi, przełamał pierwsze lody, wszczynając wesołą rozmowę, w jakiej pomimowolnie wszyscy udział przyjęli.
Obiad przeciągnął się do godziny dziewiątej wieczorem, poczem nowy wspólnik bankiera odjechał, nie chcąc przy pierwszej wizycie bardziej rozwijać swych planów.
W chwili, gdy po jego odejściu Verrière miał udać się do swego gabinetu, zatrzymała go siostra Marya.
— Mój wuju... — zapytała — czy mogłabym cię prosić o parę chwil rozmowy?
— Rozmowy w poważnym przedmiocie? — odparł żartobliwie.
— Tak... w nader poważnym.
— Potrzebujesz pieniędzy dla ubogich, nieprawdaż? Ileż ci trzeba... mów. Przyślę ci je jutro zrana.